Sukces! Temat rzeka. Każdy definiuje go w inny sposób. Generalnie sukces kojarzy nam się z pieniędzmi oraz ich pochodnymi, czyli pięknym domem, szybkim samochodem, wyjazdami za granicę. Przyjmując takie standardy, bardzo łatwo ocenić, czy ktoś jest człowiekiem sukcesu czy nie. Niestety to tylko teoria. W rzeczywistości jest to bardziej skomplikowane. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy poznałem mnóstwo osób, które osiągnęły sukces, prowadząc własny biznes, a zupełnie tego po nich nie widać. Wielu z nich to milionerzy, mimo iż nie pasują do powszechnie przyjętego obrazu ludzi bogatych. Nie rozbijają się samochodami za kilkaset tysięcy złotych, nie noszą absurdalnie drogich ubrań. Postronna osoba nie ma podstaw, aby powiedzieć o nich, że to milionerzy, a nawet ludzie sukcesu.
Nawiążę tutaj do fantastycznej książki Stanley i Danko „Sekrety amerykańskich milionerów”, która sporo zmieniła w moim życiu i postrzeganiu sukcesu. Obala mity ma temat bogaczy i wydawania przez nich fortuny na zabawę i przyjemności. Autorzy opisują przeciętnych milionerów ze Stanów Zjednoczonych. Osoby te w większości doszły do wszystkiego same, a pracę rozpoczęły w wieku, w którym my chodziliśmy do liceum. Statystyki dotyczące wykonywanych zawodów są dosyć zaskakujące – biznesy, jakie prowadzą, nie należą do tych „fajnych”. Są to tartaki, złomowiska i inne nieciekawe branże. Amerykańscy milionerzy nie należą do najwięcej zarabiających, ale za to konsekwentnie kumulują i inwestują kapitał. Oszczędzanie, choćby niewielkich kwot, to ich domena. Nie mieszkają w pięknych apartamentowcach i nie mają bardzo drogich samochodów. Najgorzej mają lekarze i prawnicy, ponieważ środowisko, w jakim się znajdują, wymaga od nich, żeby mieszkali w drogich dzielnicach, co za tym idzie – jeździli najdroższymi samochodami. Często bywa, że nie mają żadnych oszczędności, a w przypadku utraty pracy obciążenia kredytowe oraz koszt życia wykańczają ich finansowo w kilka miesięcy. Jeśli chcesz zobaczyć, na co i jak dużo wydają wyżej opisani bogacze, polecam „Sekrety amerykańskich milionerów” oraz drugą część serii „Przestań zgrywać milionera”.
Na ogólnopolskiej konferencji dotyczącej inwestowania w nieruchomości poznałem pewnego chłopaka. Początkowo zastanawiałem się, kim on jest i czy nie pomylił miejsc, ponieważ jego ubiór znacznie odbiegał od otaczających nas uczestników. Tak się złożyło, że zaczęliśmy rozmawiać, początkowo o nieruchomościach, a następnie ogólnie o biznesie. Okazał się bardzo interesującą osobą, dyskutowaliśmy 2,5 godziny, omijając przygotowane przez organizatora wykłady. Okazało się, że milionerem został po ukończeniu 34. roku życia. Byłem w szoku! Mijając go na ulicy, nigdy nie powiedziałbym, że facet ten jest bogaty i osiągnął sukces. Takich sytuacji doświadczyłem mnóstwo, szczególnie podczas wyjazdów organizowanych przez ASBIRO. Poznałem tam wielu milionerów, którzy jeździli starymi samochodami i mieszkali w normalnych mieszkaniach. Co ich wyróżniało? Nie wygląd i styl życia, ale podejście do oszczędzania i inwestowania. Bardzo szybko nauczyłem się, żeby nigdy więcej nie oceniać ludzi po wyglądzie. Dzisiaj to dla mnie normalne. Gdy poznaję nową osobę, wiem, że być może rozmawiam z posiadaczem sześciu zer na koncie.
Nawiążę tutaj do fantastycznej książki Stanley i Danko „Sekrety amerykańskich milionerów”, która sporo zmieniła w moim życiu i postrzeganiu sukcesu. Obala mity ma temat bogaczy i wydawania przez nich fortuny na zabawę i przyjemności. Autorzy opisują przeciętnych milionerów ze Stanów Zjednoczonych. Osoby te w większości doszły do wszystkiego same, a pracę rozpoczęły w wieku, w którym my chodziliśmy do liceum. Statystyki dotyczące wykonywanych zawodów są dosyć zaskakujące – biznesy, jakie prowadzą, nie należą do tych „fajnych”. Są to tartaki, złomowiska i inne nieciekawe branże. Amerykańscy milionerzy nie należą do najwięcej zarabiających, ale za to konsekwentnie kumulują i inwestują kapitał. Oszczędzanie, choćby niewielkich kwot, to ich domena. Nie mieszkają w pięknych apartamentowcach i nie mają bardzo drogich samochodów. Najgorzej mają lekarze i prawnicy, ponieważ środowisko, w jakim się znajdują, wymaga od nich, żeby mieszkali w drogich dzielnicach, co za tym idzie – jeździli najdroższymi samochodami. Często bywa, że nie mają żadnych oszczędności, a w przypadku utraty pracy obciążenia kredytowe oraz koszt życia wykańczają ich finansowo w kilka miesięcy. Jeśli chcesz zobaczyć, na co i jak dużo wydają wyżej opisani bogacze, polecam „Sekrety amerykańskich milionerów” oraz drugą część serii „Przestań zgrywać milionera”.
Na ogólnopolskiej konferencji dotyczącej inwestowania w nieruchomości poznałem pewnego chłopaka. Początkowo zastanawiałem się, kim on jest i czy nie pomylił miejsc, ponieważ jego ubiór znacznie odbiegał od otaczających nas uczestników. Tak się złożyło, że zaczęliśmy rozmawiać, początkowo o nieruchomościach, a następnie ogólnie o biznesie. Okazał się bardzo interesującą osobą, dyskutowaliśmy 2,5 godziny, omijając przygotowane przez organizatora wykłady. Okazało się, że milionerem został po ukończeniu 34. roku życia. Byłem w szoku! Mijając go na ulicy, nigdy nie powiedziałbym, że facet ten jest bogaty i osiągnął sukces. Takich sytuacji doświadczyłem mnóstwo, szczególnie podczas wyjazdów organizowanych przez ASBIRO. Poznałem tam wielu milionerów, którzy jeździli starymi samochodami i mieszkali w normalnych mieszkaniach. Co ich wyróżniało? Nie wygląd i styl życia, ale podejście do oszczędzania i inwestowania. Bardzo szybko nauczyłem się, żeby nigdy więcej nie oceniać ludzi po wyglądzie. Dzisiaj to dla mnie normalne. Gdy poznaję nową osobę, wiem, że być może rozmawiam z posiadaczem sześciu zer na koncie.